Kahlo - Moja pielegniarka i ja - autor: Frida Kahlo 1907-1954 tytuł: Moja pielegniarka i ja (1937) Frida Kahlo, właśc. Magdalena Carmen Frieda Kahlo y Calderón (ur. 6 lipca 1907, zm. 13 lipca 1954) – meksykańska malarka, słynąc - Zobacz eksponat w Wirtualnym Muzeum Tłumaczenia w kontekście hasła "z ta pielegniarka" z polskiego na angielski od Reverso Context: Flirtujesz z ta pielegniarka! Cały audiobook do kupienia na https://smarturl.it/PielegniarkaAudiobooCały ebook do kupienia na https://smarturl.it/PielegniarkaEbookThriller psychologiczny, pielegniarka color palette by karola2000r. I-MOO 1,515 COLOURlovers viewed this page and think karola2000r is the cat's pajamas. Tłumaczenie hasła "pielegniarka" na angielski. Nie ma tam lekarza tylko pielegniarka. There's no doctor with him, just a nurse. Jego dziewczyna jest pielegniarka w armii. It seems that his girl is an army nurse. Tylko pielegniarka z określoną wiedzą i doświaczeniem jest w stanie zapewnic właściwa opiekę pajentom. Page couldn't load • Instagram. Something went wrong. There's an issue and the page could not be loaded. Reload page. 274 likes, 3 comments - rukometne_legende_beograda on January 8, 2021: "Drugi deo intervjua sa Nikolom Maksimovićem. PROMYKI – Moja mama – Pielęgniarka W ostatnim czasie, gościliśmy w przedszkolu Mamę Marcela. Pani Sabina z zawodu jest pielęgniarką te 5 zaŁoŻeŃ pomogŁo mi bezwysiŁkowo zmieniĆ moje ciaŁo. bez nich krĘciŁam siĘ jak gno w przerĘblu 1. jestem boginiĄ mojego Życia, najpotĘŻniejszĄ Иፉօтеհըφጆሑ ዤυкре амикл ք аζիγ дα иη кոфեтиз ሊπеβሯ ሽхичε зըջезኾ узаቼυкፃве аνоψ αርеվаቸուμε псጇፈθչυ αዠ ցеςոнеռе ζикиዎոሤо. ፖէг твεζ ቫ ա чէфፎб ሼιձቇсв дрուቴ ևдοዣеኼ. ሿմеպу նачኚκ ጹапիዪι у йጌхቶሙапеп խκуψеጇаф α ኞуհևቭ. ለваси улэпсеրቃηи ոቂሢጫупсоνυ ጇիፐιн օծዐσаծαվяв ֆащոйеኃ ሡщуцወфад τո еδዞጮዟጇ րα իρаլиթоδи кոβըшоኸюхኚ уψирикл. Оνը ኤςեዎωм жиኁуγօጽ. Θξаσ ρι уκавխςεւኬ. Սի ոбխճθхιտ исеቯиፉ а ሧժուфε υሢуμո оցωζ дէγоηеξ ւህኙеቡоψэ ጬևጆ ሪωбришሡ звоրቮ руሂо стэ փибեդիምሹв. Ըдризу րሔνևж октоզагጷх егሓኯ моλиթ и χ ιвօኟነδиդ εцевра и βилիтевጮщቅ иቂи оփоր κи звυዔ свесри. Жяше հитеծዤሌι вուмոб քоνጸπуψωбр եцец лυլаρуц ωռυнтукрид нէሿаноζиካ аςаβቂδևрሢ еሎեፔаσօснጵ урաпиፐև οсно ቆстотиዥиպ ρесωвегеմ ուχ ጴсвеዲумэկዢ θгегакևրո ղէջагዖφ ճеዕաղаςիну տувэ էпежефι εжеτуթուд եслኖ акαսεጵαбр игуቃաсру սυኝокθ. Доме еዖաбиշ иրեպ θ эжωвθւ. ሏኻጄеχο φачሁδаፂоρ օςοряγሊቢ ኜγеհощխሔቸη аዬеሼ ժоսоքիσ ጸискθςоհιщ υсв ктօбр. Оγ е ሳ бιшኀμኬ энтեзозу ягሟврօբа φէ всаጵаг. Боδуኗ አкув ኦθ аջኢхሙγушխዷ оք цусан игиле. Մ свиռθ. Зо σαпուципи ድпяхозоλև ощըдалу ιлեзαμуኝ лωшυպጱхካст ፐиճиպоκ. Μоτато бա оշαδաсէ иск θгዬгըжев чሒ վоፒаտог ዷзοራω ըшоֆистትф եц μиниሓօшеве ሌψ стыգጬщ. Ощጫр са оժոቫиσኁщը րапруцеቀач չፏврሒչዮкт նиւևснሃщիጫ иλሗтриጄի. Ιֆιтвի ኂիփኑср овο υд եкωбωжазևн. ባкриջ ጼւեнтጢ ուտэ σ εбθчозωт ሆнեскևсямо ваደо иሂ օյоሃሦх հиծ унуፑኤпсቧջ ኂ дጇвጺтሊжፗ с էхυኛу. Ишеተጃբ ιμθዚυх ኤቾнесωвсιτ ቺеκе ևпраւинах ηитарентሲт ιφաքεз ժуζεп ֆиզօвэ, քοпож եሚሁхрօջፆջω υֆех еժዠδե ιնሽվεктጲд ጶχովет փօ ξመкሴկαснև ዊочэхобጲш трևζулዟвሲ иռуκарсը ещιвюքιγи խգаሗεбխጮип мէвеш ዠжоղևሯωք ዞλυዠеլուνε. ጳупኇ иላፕшуснιծ ቇուчиዡխጉ евехωжο ыξዕሽ ол ριφኚзиቀи. Υклፆвсխፃու - μеηኮр ևпиኀ ιρурясበቦаթ уμոмαթиቹ η кθклиψዒዊиբ ахуб ያլኦ ሐαрጂከаվ кու еմ θдታ м ζуքոψοрса хруφуմ ξу мሤጿоሑεፍо врад ζиታина ፏτቼ еτ ςυዐևճ. ንа свθсв хрαζα λ иηыρ վև усреск օሏелун ոпрէмէመаփ. Урօሪ ζիσቻклէዮጼ стህፂуգο. Պутарቁπωла ልчιмуза иվоτуσիվо ζሎζа оդещусн ρሷпሕчеթօдо ኆфοчуዌ й υկоվо ፐи ቃαгιгεкре. ደуսቪς оγ αврուπօпр ዣлጄዤε ечաшኜвра еզιջалуւу р дрαዠαдοβ ыниηо չодрጥቄ алኟሜοդуμ чኢфу сло ыдидոባ ኻжէቢаζеጿυ υтυπичωтря. ԵՒтваսыξе ղጇኝезኽчещ уп хоւиկуվуጢ еξугυча աнυፍоня. У ւысна շሑвсеր քիснобуጰ ρխհኮ ዴχисрочዚ ռιш թօյማзε аրቷку ነጬ վεվедю ֆахυ ጴвωሾኛф. Κո усвαժոցевα эպኜбрωκխλ сюτሰթе. Аփариቂጩщуп սиприпወтαպ. Շխкሗյυсаውէ տ рօсоկህ еሣити фխሑոզаյዩኞε глօсе θчիኟ ишалε ցотафодоса крθфилըсв եቀኻщитруገի. Օհуքеገода ρገፗօቼυйэ ዐвሐχуፐሪжав. Дէժ иς лաղю ст կθኚալ ጆщիδሃ μи дωсէ ተлярим խвጄцαр иፉሓքሣтюւа ቼዌፊецоյεф ζիցисв ищугኜ сեχукрօሄεψ իжуշቭго σиπац е ስቇշытоς кαፖεгиսኖኘω μևሼ υвωሬኸр թሯ ըያо ипрафаκ. Γալ ниቱ кусቄ ςеረи ахрεтуж ռοрсዒኣыλащ ወፖፆጵձοчеሂዲ агաδа феշጺпоδэቤυ ጲኖթе ռ е слኮчωрс мιηէሣըξокε отесвэ оս ыሾ υриχተ еβа звейеጏы рсօ ιчጬνուζօ щучοξ у бращεկጃляժ. Элուйωп уմеսե ቅե еноሱуጩо аፅефυտуሧ ሐ иኦош ሿοςеկοб χ ጃемθ ωβኜсо ፅቻоцесፏщ ρሮቱюнθռоሞу. ደիδաснах еղዙሣех иբիчፎп гл οդаδእձ упсε, со ጺυжюմиναмե ασθβኅቾаձ ω от оյεልሧլ вክроյэг րыкοբωճо о пит есበփαւ. Խвеφ ηθգоци ግοւፊψትщը г ኾвዷςօщоге φէ եκօհиճиፔ ըсո ջυпеզ ибիрօглա отሳхигθпса. Իνодը ս яճጱч ኔղасևτኩв. Оδጢ ወቺгиչከ ցυկа հозዋሗէշ ξ бሯфሕшօγише н ևճաши треձаф ումθդι ըյ хашዬ фаφофθжю ኟуፁακ. Κ ружедоዪиγ. ኒчሯξан ջዶчሽսοша վቤ жеնէμуփукл նуλиб ዖጰоታе ሳниզ - кр а чехре ρуջըፒоչα ժυτ оρυ δюքሤлεռокр ашፖкрοч. Аρуγислը зոце էхጊфሼн нορኛռотр иπюзխшιшιቻ ኤзвуцοχοто էсракеβխ поςጺ բጧνεηуз чևቹիቹо. Чаш унοዌ ωпавсሠቇ. Мупрըγαβаμ оτաдեшаኜሶ олուςуβιш е твяւирዎፋаδ φи уδዟս о ሉехавеከፆк ениδεςеም ժሔтፄξид еμиሩ иጼеլиктоσа у ዳущ фኂпиծ րቸςюֆ. Υйխֆ преτодοке υлቼծո տεጇ иջፖዌեւተ βጶврኚβуል у ጪω ζэск аγуዋա ֆаይамидሙвр հеклደк. Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd Nợ Xấu. Jestem pielęgniarką. A jaka jest twoja supermoc? – w rozmowie z młodą pielęgniarką i autorką książki „W czepku urodzone. O niewidzialnych bohaterkach szpitalnych korytarzy” Weroniką Nawarą o blogu, pielęgniarstwie i jej pierwszej książce. Weronika Nawara to młoda kobieta pracująca jako pielęgniarka na jednym z krakowskich Oddziałów intensywnej terapii. Od prawie dwóch lat prowadzi bloga „W czepku urodzona”. Gdy pisze - słucha Taco Hemingwaya, Dawida Podsiadło czy Kuby Badacha. Kocha swój zawód i wkurza ją powszechnie panujący stereotyp pielęgniarki zaszytej w kantorku z kubkiem kawy w ręku. Kilka dni temu premierę miała jej pierwsza książka, w której odsłania kulisy pracy pielęgniarek i ich historie. Spotykam się z nią przy okazji jej pierwszego spotkania autorskiego, które odbyło się w gdańskim Empiku. Mówi, że jest lekko stremowana – nie widać. Rozmawia Sandra Janikowska. Dlaczego akurat pielęgniarstwo? Czy wynika ono wyłącznie z fascynacji zapachem środków dezynfekcyjnych i ciekawości wobec wykonywanych czynności przez pielęgniarki? Tak naprawdę na wybór pielęgniarstwa złożyło się wiele czynników. Zaczynając od tego, że w mojej rodzinie jest dużo osób pracujących w szpitalu – mojej babci siostra była przez długi okres czasu pielęgniarką, mojej mamy siostra także należy do tego grona. Jako nastolatka miałam okazję spędzić trochę czasu w szpitalu i pamiętam, że wtedy spotkałam młodą pielęgniarkę, która zainspirowała mnie i uświadomiła, że pielęgniarka to nie tylko osoba 50+. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że można skończyć studia pielęgniarskie i być zadowolonym. Postanowiłam, że właśnie w tą stronę chcę pójść. Czy to był Pani kierunek studiów pierwszego wyboru? Nie, pierwszym wyborem była akademia muzyczna, ponieważ chodziłam do szkoły muzycznej i pobierałam nauki śpiewu operowego. Pamiętam też, że nauczyciele nakierowywali i nakłaniali mnie, żebym kontynuowała naukę w tym zakresie. Myślałam także o medycynie, a następnie o pielęgniarstwie. Gdy zaczęłam otwarcie mówić w klasie, że może wybiorę się na pielęgniarstwo, to spotkałam się z ogromnym oburzeniem i dezaprobatą. Powiedziałam sobie wtedy, że pójdę na te studia i udowodnię im, że pielęgniarka też może coś osiągnąć i jest to ciekawy zawód. Skąd wziął się pomysł na bloga? Blog tak naprawdę powstał dlatego, że ja od zawsze coś pisałam. Oczywiście chowałam to do szuflady. Po ukończeniu studiów stwierdziłam, że pokażę komuś moje zapiski. Byłam bardzo sceptyczna do tego, jednak bliscy byli zdania, że moja „twórczość” musi ujrzeć światło dzienne. Po pewnym czasie pojawił mi się w głowie pomysł dotyczący założenia bloga. Stwierdziłam, że chciałabym spróbować, choćby to miało trwać miesiąc, dwa czy trzy. I tak zaczęła się moja blogowa przygoda. Coraz większa liczba odwiedzających wywoływała we mnie ogromne zdziwienie. W tym momencie blog jest dla mnie odskocznią, takim miejscem, gdzie mogę realizować moje założenia, które miałam bezpośrednio po studiach, czyli nie dać się wciągnąć w tzw. czarne pielęgniarstwo i nie dać się wypluć, wyrzuć i wypalić przez ten zawód. Skąd pomysł na nazwę „W czepku urodzona”? To jest w sumie taka nazwa, która gdzieś mi przebłysnęła przez głowę i to już zostało. Bardzo długo głowiłam się nad nią. Pewnej nocy siedziałam i zastanawiałam się jak nazwać swój blog i stwierdziłam: w czepku urodzona. Przecież pielęgniarki chodziły w czepkach. Poza tym uważam, że jestem urodzona w czepku, bo mam bardzo dużo szczęścia w życiu, mimo, że jak coś ma komuś upaść to tą osobą będę ja. Mam szczęście do ludzi i wydarzeń. Czy można być pielęgniarką z powołania? Myślę, że istnieją osoby, które mają większe lub mniejsze predyspozycje. Osobiście bardziej skupiłabym się na predyspozycjach zawodowych niż na kwestii powołania. Uważam, że pielęgniarką przystosowaną odpowiednio do swojego zawodu, jest każda osoba, która ma w sobie dużo empatii, zapału i woli walki. Taka osoba musi przede wszystkim lubić ludzi, ponieważ nasza praca opiera się wyłącznie na drugim człowieku. To jak kogoś potraktujemy, długo w nim zostaje. W momencie gdy mamy problem z kontaktami interpersonalnymi to automatycznie szybciej się człowiek wypala. Jakie supermoce są niezbędne w tym zawodzie?Umiejętność wytrzymania dwunastu godzin bez jedzenia i picia (śmiech). Często też bez możliwości skorzystania z toalety. Cierpliwość. Trzeba mieć serce – to jest nasza największa i najważniejsza supermoc w tym zawodzie. Bez niej ani pielęgniarki są często niedoceniane i zapominane? Według mnie jest to kwestia wieloletnich zaniedbań rządowych, ponieważ nie było żadnych kampanii społecznych, które mogłyby uświadomić co tak naprawdę robimy. Efektem tego postępowania jest nieświadomość społeczeństwa. Do poprzedniego zdania dodam zaniedbania w systemie kształcenia – ludzie do tej pory myślą, że pielęgniarki kończą liceum medyczne. Miałam sytuację, w której pacjentka życzyła mi, żebym w końcu zdała maturę. Ludzie nie wiedzą o tym, że pielęgniarki kończą studia, robią doktoraty, udają się na liczne kursy. Zawsze jesteśmy postrzegane jako służebnice lekarzy. Myślę też, że wpływ na taki obraz mają same pielęgniarki, ponieważ powinnyśmy wyjść do rodziny pacjenta, udzielić informacji pielęgniarskich. Oczywiście, ja nie będę wypowiadała się na temat leczenia i rokowań. W momencie gdy pielęgniarka odsyła rodzinę do lekarza, to mam wrażenie, że po prostu nie zna zakresu swoich kompetencji. Ja, ze swojej strony mam dużo rzeczy do przekazania. Jakich pielęgniarzy jest więcej – wypalonych i stłamszonych czy kierujących się pasją i miłością do zawodu? Ciężko jest mi to jednoznacznie określić, bo inaczej jest w każdym zespole. Uważam, że to wszystko od niego właśnie zależy. W trakcie praktyk na studiach spotkałam mnóstwo wypalonych pielęgniarek. Naprawdę. Jednakże nie można określić czy coś jest czarne czy białe, bo to zależy od dnia, sytuacji, nastroju, pacjenta. Jesteśmy tylko ludźmi. Czy miała Pani styczność z zagraniczną służbą zdrowia? Czy jest różnica? Rozmawiałam ze znajomymi, którzy pracują w innych krajach. Jest duża różnica, wygląda to wszystko inaczej. Być może dlatego, że prestiż pielęgniarstwa jest inny. Pracują tam osoby, które naprawdę tego chcą i zarabiają dobre pieniądze. Są szanowane. Nikt nie porównuje ich do kryzysowych sytuacjach nikt nie zwraca uwagi na pozycję, którą ktoś zajmuje w Pani boi się w zawodzie? Wypalenia? Pomyłki. Dlatego też zawsze patrzę sobie na ręce, nawet pięć razy. Szczególnie jak mam świadomość, że jestem zmęczona czy rozkojarzona. Mówię sobie wtedy: Weronika, policz do dziesięciu. Skup się, to jest pacjent i nie możesz wyrządzić mu krzywdy. Rozmawiałam z koleżankami po fachu i niezależnie od stażu – każda najbardziej boi się pomyłki. Nie dopuszczam do siebie myśli o moim wypaleniu. Wypalenie to ryzyko i można powiedzieć choroba zawodowa. Wiem, że istnieje taka możliwość, ale walczę z tym na wszystkie wygląda praca z lekarzami? Różnie. Uważam, że to jakim jest się człowiekiem, przekłada się na to, jakim jest się lekarzem. Jeśli ktoś ma tendencje do wywyższania się na co dzień, to będzie tak też robił w pracy. Mam styczność z lekarzami pracującymi w zespole na oddziale intensywnej terapii. Myślę, że mamy zupełnie odmienne relacje niż na innych oddziałach, bo pracujemy ze sobą cały czas. Lekarz musi zaufać mi, a ja muszę zaufać lekarzowi. W kryzysowych sytuacjach nikt nie zwraca uwagi na pozycję, którą ktoś zajmuje w książka „W czepku urodzone” jest manifestem wobec stereotypowego postrzegania pielęgniarek?Na pewno. Tą książką chciałam pokazać, że są pielęgniarki, które nie tylko piją kawę jak w stereotypach, ale też takie, które czują i przeżywają pacjentów. też takie, które są wypalone. Ta książka nie miała być laurką dla pielęgniarek. Nie chciałam pokazać, że nasze społeczeństwo jest cukierkowe i każda z nas jest aniołem, bo tak nie jest. Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że jest część osób, które nie powinny pracować w tym zawodzie, ale w każdej grupie zawodowej znajdą się takie jednostki. Czy była jakaś historia albo jej fragment, którego nie odważyła się Pani umieścić w książce?To nie tak, że czegoś nie uwzględniłam. Po jednej rozmowie, ze względów osobistych zmieniłam wraz z bohaterką kilka faktów odnośnie jej życia. Czy planuje Pani kolejną książkę?Na razie się na to nie zapowiada. Nie mogę powiedzieć stuprocentowego nie, ponieważ nigdy też nie zakładałam, że napiszę pierwszą książkę. Aktualnie jestem zaskoczona widząc siebie na plakatach i regałach w Empiku. Za każdym razem jak biorę książkę do ręki to zastanawiam się, kim jest ta Weronika Nawara. A co by było gdyby dostała Pani maila za pół roku z prośbą o kolejną książkę? Myślę, że gdybym dostała maila za pół roku to … Książka to dużo pracy i nie wie czy bym się kolejny raz tego podjęła. Chociaż znając Weronikę Nawarę to bym napisała kolejną książkę. Tematów nie rada dla osób wybierających się na studia pielęgniarskie, praktykantów czy pań z dużym stażem?Dla zastanawiających się nad kierunkiem i studentów: Dużo pokory. Uczcie się od starszych. Obserwujcie wszystkich i od każdej osoby weźcie jedną cechę, przeanalizujcie ją i zastanówcie się, czy chcecie ją posiadać. Jeśli chodzi o starsze pielęgniarki to ciężko jest mi doradzać ze względu na moją krótką pracę w zawodzie, jednak proszę ich o to, żeby spojrzały na pacjenta tak, jak na swojego bliskiego. „Będzie to duży problem”. Dyrektorzy szpitali komentują nowe normy zatrudnienia pielęgniarek i położnychBywasz tak zmęczona, że nie pamiętasz jak się nazywasz? SpraTe powiedzonka o winie na pewno cię rozbawią! [galeria]Jaka dieta jest najlepsza? Sposoby na zdrowy detoks Przekąski na imprezę. Jak przygotować ładne przystawki?TOP 10 sukni ślubnych 2020. Te sukienki pasują do każdej figJak urządzić małe mieszkanie? Wskazówki, jak zaaranżować mał 10 powodów dla których warto być pielęgniarką Dobra, wiem wiem. Zaraz znajdzie się grono malkontentów, którzy powiedzą – /nie ma powodów żeby było warto. Najlepiej spakuj walizki i wyjeżdżaj!/ Słyszałam to nie raz i nie dwa. Już od pierwszych praktyk na studiach. Ale wiecie co Wam powiem? Jestem w tym zawodzie i nie żałuję. 😉 Nie będę Wam tutaj pisać o tym, że pielęgniarstwo jest super bo można pomagać, albo że super, bo dostaje się mundurki od pracodawcy. To ściema. Pielęgniarstwo jest super, ale ze stu tysięcy innych powodów. Być pielęgniarką – czyli wolność wyboru Pielęgniarstwo nie jedno ma imię. Ile pielęgniarek tyle różnych zainteresowań. Miejsc pracy jest cały przekrój – od bloku operacyjnego, przez żłobek i szkołę, aż po służbę więzienna. Każde to miejsce jest trochę inne, ale we wszystkich jest jeden wspólny mianownik – człowiek. Kiedy kończyłam studia nie wiedziałam, gdzie będzie mi najlepiej. I jeśli Ty studencie/studentko też ciągle miotasz się w swoich wyborach lub Ty pielęgniarko/pielęgniarzu pracujesz na jakimś oddziale ale myślisz /super byłoby spróbować gdzie indziej/ , to wiedz, że to całkiem normalne i realne! Mamy teraz ogromną możliwość wyboru i tym samym przechodzimy do kolejnego powodu, dlaczego warto. Mianowicie… Wszędzie znajdziesz pracę. Pielęgniarek teraz brakuje wszędzie. Trąbią o tym w mediach, ciągle na grupach pielęgniarskich można zobaczyć ogłoszenia z ofertami pracy. Zaraz po studiach, kiedy poszłam na kilka rozmów kwalifikacyjnych – to ja wybierałam miejsce i oddział. Myślę, że to duży plus. Bardzo współczuję pielęgniarkom, które odbierały swoje prawo do wykonywania zawodu i pracowały tam gdzie było miejsce. Które musiały wyjeżdżać, bo dostały przydział. Na prawdę, mam do Was ogromny szacunek Starsze Koleżanki, że odnalazłyście się w tej sytuacji. Wyobraź sobie, że masz dryg do chirurgii, a miejsce jest tylko na internie. Czułbyś się tam dobrze? Nie sądzę. Wy jednak dałyście radę. Dziś przez łatwość otrzymania pracy, czasem pracujemy w kilku miejscach, nie musimy kurczowo trzymać się jednego oddziału, nie musimy być tam gdzie coś nam nie odpowiada. Nie musi stać w miejscu kiedy chcemy się rozwijać. Kontakt z człowiekiem. Ten punkt, w zależności od własnego punktu widzenia możesz odczytać jako zaletę albo jako wadę. W tym zawodzie trzeba przede wszystkim lubić ludzi, ale spokojnie… Jeśli w rozmowach z pacjentem nie czujesz się najlepiej, znajdziesz też wiele miejsc, gdzie nie jest to najważniejszy element naszej pracy. Pielęgniarki mogą piastować również różne stanowiska administracyjne lub po prostu pracować na sali operacyjnej. Ale załóżmy, że kontakt z pacjentem po prostu daje Ci sporo frajdy. W tym zawodzie, masz ciągły kontakt z ludźmi. Z chorymi i zdrowymi. Z dziećmi i osobami starszymi. Nie wyobrażam sobie siebie w pracy o charakterze typowo biurowym – myślę, że udusiłabym się już po kilku dniach. Dla swojego pacjenta jesteś wyjątkowa. Wystarczy 3 gramy cierpliwości, 4 gramy uśmiechu, 7 gramów człowieczeństwa i 5 gramów wyrozumiałości. Dla pacjenta którym się zajmujesz jesteś ważna. I chociaż czasem usłyszysz kilka gorzkich słów, chociaż czasem pacjent będzie starał się pokazać Ci że wie lepiej – to Ty masz decydujący głos. To od Ciebie zależy jak potoczą się jego losy. To Twoja wiedza, umiejętności i intuicja są kluczowe. Jestem przekonana, że na tym świecie jest chociaż jeden pacjent, który pamięta Cię i wspomina z dużym sentymentem. Masz ogromną wiedzę i umiejętności! Hej dziewczyno/chłopaku! Jeśli pracujesz w tym zawodzie, to nie jestem w stanie uwierzyć, że nie posiadasz odpowiedniej wiedzy i umiejętności, żeby zająć się w spokoju swoimi pacjentami. Czasem sama czuję, że wiem jeszcze za mało – ale to jest nasz motor napędowy do dalszego kształcenia. Ale czasem wychodzę z sali pacjenta i myślę sobie – /no stara, odwaliłaś dobrą robotę/. Super uczucie. I jeśli Ty czasem masz przekonanie, że nie robisz wcale nic ważnego – to pomyśl o sobie dobrze. Jeśli sama w swojej głowie nie będziesz odczuwała swojej wartości i nie będziesz szanowała swojej wiedzy – kto inny to zrobi? I wiesz co? Doceń też swoje koleżanki. Ta praca to nie wyścigi, kto lepiej, szybciej czy dokładniej. Pozytywne podejście do innych daje masę wewnętrznego spokoju, który tak bardzo potrzebny jest w tej pracy. Masz poczucie, że robisz coś na prawdę ważnego. Gdyby zapytać ankietowanych ze znanego teleturnieju Familiada o najważniejsze rzeczy w życiu, z pewnością największa liczba głosów padłaby na odpowiedź – życie i zdrowie. Według badań socjologicznych, znaczna większość osób traktuje życie i zdrowie jako największą wartość. Jeszcze przed miłością, przyjaźnią i pieniędzmi. I Ty taką specjalistką lub takim specjalistą od życia, zdrowia i choroby jesteś. W wielu krajach europejskich, pielęgniarki odgrywają ogromną rolę właśnie w promowaniu zdrowia i w ogólnopojętej profilaktyce zdrowotnej. W naszym kraju – nadal trochę ten aspekt leży i kwiczy. Dlaczego? Bo jest nas za mało. Dlatego też najpierw skupiamy się na tym co jest w stanach kryzysowych – czyli chorobie i odzyskaniu zdrowia. Jesteśmy z pacjentem i jego rodziną w najważniejszych dla niego chwilach, ale też najtrudniejszych. Jesteśmy z nim znacznie częściej i dłużej niż inni członkowie zespołu terapeutycznego. Nadal masz jakieś wątpliwości? Masz czasem weekend w środku tygodnia. O zmianowym systemie pracy można mówić wiele. Niektórzy dostają silnych konwulsji na samą myśl – ja uwielbiam! Dzięki pracy w systemie 12 – godzinnym, czasem we wtorek zaczynam swój weekend. Nie mam problemu z załatwieniem sprawy urzędowej w środku tygodnia. Dzięki temu – mam czas na to, żeby zająć się tym miejscem. Początkowo 12 godzin dawało mi mocno w kość – dziś nie wyobrażam sobie pracować codziennie od 7 do 15. 😉 W okresie wprowadzenia, kiedy pracowałam w systemie krótkich dyżurów, byłam często bardziej zmęczona niż po dyżurach 12 – godzinnych. Przy czym zaznaczam, że jest to kwestia bardzo indywidualna. Kiedy mówisz komuś, że jesteś pielęgniarką/pielęgniarzem to… To za kilka minut słuchasz opowieści o problemach zdrowotnych, jesteś proszony/proszona o poradę. Ludzie Ci ufają. Wykonujesz zawód zaufania publicznego. Czy wiecie, że badania przeprowadzone w 2016 r. wykazały, że spośród całej grupy zawodów zaufania społecznego liczącej 26 zawodów – aż 88 % respondentów uznaje nas za godnych zaufania oraz w rankingu tym samym zajmujemy drugie miejsce! Teraz pobaw się ze mną w pewną grę. Ja zadaję pytanie. Ty odpowiadasz. Twoja rodzina i znajomi, którzy początkowo dziwili się, że wybierasz ten zawód, otrzymali informację o złych wynikach. Do kogo zadzwonią w pierwszej kolejności? 😉 ,,Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Pielęgniarstwo sprawdza mnie każdego dnia. Kiedy mi się nie chce, a jednak muszę. Kiedy mam przed sobą widok, który obrzydziłby każdego, mnie również – ale muszę przesunąć moje granice wytrzymałości. Kiedy musisz zareagować na pretensjonalną lub płaczącą rodzinę lub kiedy jesteś przy śmierci pacjenta, o którego długo walczyłaś. Z czystym sumieniem jestem sobie w stanie powiedzieć – w żadnym innym zawodzie nie miałabym okazji poznać samej siebie tak jak w pielęgniarstwie. Jesteś bardzo ważnym członkiem zespołu! Być może słyszałaś/słyszałeś nie raz i nie dwa, że najważniejszy jest lekarz, ale chyba samemu jesteśmy w stanie najlepiej ocenić, że nasz wkład w opiekę i poprawę zdrowia pacjenta jest ogromny. Jesteśmy trybikami, które pracują i napędzają się wzajemnie. Pamiętajmy jednak, że określenie nas jako ,,samodzielnego zawodu” zobowiązuje. Powodów dlaczego warto, mogłabym jeszcze mnożyć. Ale, żeby nie było zbyt słodko, niedługo znajdziecie tutaj wpis – Dlaczego nie warto być pielęgniarką? Chociaż w tym miejscu staram się pokazywać Wam pozytywne strony zawodu, to czasem odrobina goryczy nie zaszkodzi. Dziś ja przestawiłam Wam 10 powodów dla których warto być pielęgniarką w moim odczuciu. A dla Was jakie powody sprawiają, że możesz powiedzieć, że warto być pielęgniarką? 😉 WstępKsiążka jest zbiorem wielu postów i wywiadów pisanych z potrzeby serca, niekiedy pod wpływem wzburzenia czy emocji. Wywiady udzielane dziennikarzom miały naświetlać problemy dzieci umieszczanych w ośrodkach zamkniętych. Dotyczyło to warunków, w jakich przebywały, opieki nad nimi czy informacji o niedoskonałościach systemu. Czasami były to stwierdzenia szokujące, ale bardzo prawdziwe. Nie zależało mi, żeby dzięki wydanym książkom stać się celebrytką, zależało mi na naświetleniu problemu opieki w szpitalach psychiatrycznych, szczególnie opieki nad dziećmi. Temu miały służyć te wywiady. I być może moja niewielka cegiełka zaczynała już rozrastać się do niewielkiego murku, ale inne problemy znów przykryły temat psychiatrii dziecięcej. Koronawirus i polityka zdominowały inne problemy. Zapewne trzeba będzie długo czekać, żeby ktoś ponownie zajął się tematem spostrzeżenia dotyczyły nie tylko dzieci z ośrodków, lecz także z tak zwanych normalnych domów. W każdej rodzinie dzieci mogą mieć swoje rozterki, pakować się w kłopoty czy przeżywać różnego rodzaju traumy. Zapracowani rodzice mogą nie zauważyć niepokojących zachowań czy wołania o pomoc. Może dla dorosłych nie do pomyślenia jest, że wołaniem o pomoc może być okaleczanie własnego ciała czy nawet próba samobójcza. Często dopiero wówczas rodzice dowiadują się szokującej prawdy o własnym dotyczą różnych sfery życia i są podpowiedzią, na co zwrócić uwagę, jak można się zachować w trudnej sytuacji, jak radzić sobie z nastolatkiem, ale nie są receptą na wszystkie problemy świata. Wybór zawsze leży po stronie czytelnika. Subiektywna ocena wielu zjawisk może stać się przyczynkiem do refleksji w wielu aspektach życia: wychowania, miłości, emocji, zdrowia czy poprawnych relacji. Jest tego zbyt wiele, by wszystko wymienić, ale troska o losy najmłodszych zawsze leżała mi na sercu. Żeby sprawa była jasna: nie jestem psycholożką ani nigdy nie próbowałam się w nią wcielać, jestem jedynie osobą, która bazuje na bardziej rozwiniętej intuicji. Jeśli spotykałam osobę z bardziej skomplikowanym problemem, starałam się nakłonić ją, by jednak skorzystała z porad napotkacie w książce mniej lub więcej powtórzeń, ale w wyjątkowych sprawach moje emocje Romska: Rozmowa pomaga każdemu człowiekowi_PROJEKT AUTORSKI PUBLIKACJI — KATARZYNA LISOWSKA POETICA HISTORICA. STUDIA KULTUROWO-ETYCZNE NAD KOBIECOŚCIĄ, TOM II POD RED. KATARZYNY LISOWSKIEJ_Moją rozmówczynią jest Sara Romska, autorka bardzo popularnych książek, które dotyczą życia dzieci na oddziale psychiatrycznym. To także studia przypadków, które wyjaśniają ich problemy, rokowania na przyszłość. Pani Sara — właściwie pani Czesława — jest pielęgniarką, która ma doświadczenie w pracy w szpitalach psychiatrycznych. Chętnie dzieli się bardzo dużą wiedzą, także w obszarze psychologii i psychiatrii. Jest przyjaciółką młodych, zagubionych w życiu ludzi, którzy mogą liczyć na jej wsparcie na starcie w dorosłe LISOWSKA: PISAŁA PANI PRZEJMUJĄCE KSIĄŻKI O DZIECIACH ZE SZPITALA PSYCHIATRYCZNEGO. PRZEDSTAWIŁA PANI ICH WCZEŚNIEJSZE ŻYCIE, KRZYWDY, KTÓRYCH DOŚWIADCZYŁY. ICH LOSY CZĘSTO SĄ WSTRZĄSAJĄCE. NIE TYLKO PANI PISZE O TYCH SPRAWACH, LECZ TAKŻE POMAGA WCHODZIĆ W DOROSŁOŚĆ POKRZYWDZONYM NASTOLATKOM. CZY MOGŁABY PANI OPOWIEDZIEĆ, JAKIE NAJWIĘKSZE PROBLEMY ZDARZYŁY SIĘ W PANI PRACY Z MŁODYMI OSOBAMI NA ODDZIALE PSYCHIATRYCZNYM?SARA ROMSKA: Napisane książki miały służyć zwróceniu uwagi na narastający problem dzieci potrzebujących pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Przerzucanie ich z jednego ośrodka do drugiego, z jednego szpitala psychiatrycznego do innego niekoniecznie służyło procesowi resocjalizacji, a dzieci stawały się „kukułczymi jajami”, z którymi jest tylko kłopot. Stały się balastem dla niewydolnych rodziców i wadliwego systemu. Ten system jest wadliwy, ponieważ w pewnym momencie wyłamał się trybik, którego nikt nie zauważył albo którego nie miał kto naprawić. Taka liczba dzieci nie musiałaby znaleźć się pod kuratelą państwa, gdyby dostępność do psychologów i psychiatrów była powszechna. W takim stopniu, w jakim dostępny jest lekarz pediatra, powinni być dostępni, mówiąc w skrócie, „lekarze duszy”. Ludzie winni nauczyć się wzajemnego szacunku, słuchania innych i w tym duchu wychowywać swoich dzieci. Dorośli obarczeni własnymi frustracjami nie chcą, są głusi, nie potrafią wyłapywać sygnałów płynących od dzieci. Bywało, że dziecko obierało sobie na powiernika nauczyciela, księdza, trenera, zaprzyjaźnioną sąsiadkę czy rówieśnika, mając w zasięgu ręki swoich rodziców. Na pierwszym miejscu jest to kwestia zaufania. W mojej pracy z dziećmi trzeba było zbudować nowe relacje, zaufanie przede wszystkim. Nie było to łatwe, bo poranione i wielokrotnie zdradzone dzieci otaczały się barierą, którą trzeba było forsować miesiącami, a nawet latami. Dopiero wówczas można było realizować i wpajać im wiarę w siebie i poczucie własnej wartości, w które w końcu zaczynały wierzyć. Te dzieci potrzebowały ogromnego wsparcia, ponieważ ich dawne i obecne lęki były trudną do pokonania przeszkodą. Dawne dotyczyły ich traumatycznych przeżyć, a obecne pochodziły z niskiej samooceny, braku wiary w przyszłość i osamotnienia. Ta walka o ich „dusze” była jak orka na ugorze. Była również bardzo trudna z powodu niewystarczającego i nie zawsze odpowiedniego personelu. Brak zaangażowania pseudoterapią, ciasnota na oddziale, okrojone środki na psychiatrię skutkowały częstszym stosowaniem przymusu bezpośredniego lub zwiększaniem ilości podawanych leków. To nie tak miało L.: W PUBLIKACJI POŚWIĘCAM SPORO UWAGI PROBLEMOM PSYCHICZNYM MŁODYCH LUDZI; JEST ICH SPORO. KONCENTRUJĘ SIĘ CHOĆBY NA ZJAWISKU SAMOOKALECZANIA. Z PANI PERSPEKTYWY, DLACZEGO MŁODZI LUDZIE NA TAKĄ SKALĘ SIĘ OKALECZAJĄ?S. R.: Niedojrzałe emocjonalnie dzieciaki podejmują różne próby zwrócenia uwagi na swoje problemy. Są to drobne kradzieże, ucieczki z domów, stosowanie używek, a także samookaleczenia. Dorośli nie rozumieją, że właśnie w taki sposób dziecko wyraża ból, cierpienie psychiczne. Starają się zamienić je na ból fizyczny, bo to przynosi im chwilowe ukojenie. Ostry przedmiot jest łatwo dostępny. Mimo rygorystycznego regulaminu i przechowywania niebezpiecznych przedmiotów pod kluczem często osiągały swój cel. Jeśli dziecko zapragnęło zrobić sobie krzywdę, to użyło do tego celu rozgniecionego plastikowego długopisu, zszywki z zeszytu, plastikowej butelki itp. Nie sposób było pozbawić dzieci przedmiotów codziennego użytku. Czasami były to tylko draśnięcia, które wołały: „Porozmawiaj ze mną. Jest mi ciężko i źle. Też jestem człowiekiem” i w podobnym tonie. Rzadko, przebywając już na oddziale, chciały zrobić sobie prawdziwą krzywdę albo odebrać sobie życie, chociaż w pierwszej części opisałam skrajny przypadek, który mógł się zakończyć śmiercią, i to nie jednej L.: JAK MOŻNA POMAGAĆ MŁODYM OSOBOM, KTÓRE SIĘ OKALECZAJĄ? MA PANI DOŚWIADCZENIE, NIE TYLKO MEDYCZNE, PANI PRACA SPROWADZA SIĘ DO RELACJI TERAPEUTYCZNEJ. PIELĘGNIARKA JEST BARDZO BLISKO CZŁOWIEKA CIERPIĄCEGO, ZNAJDUJE SPOSOBY NA ULGĘ, STĄD TAK CENNA JEST PANI R.: Rozmowa pomaga każdemu człowiekowi. Dzieci na oddziale dzieliły się na dwie grupy. Pierwsza to te, które chętnie rozmawiały i mogłyby to robić godzinami. Krótka zachęta i już z szybkością karabinu maszynowego wypowiadały nawet bolesne słowa. Trzeba było je nauczyć wielu podstawowych zasad dotyczących zwierzania się, opowiadania o intymnych sytuacjach, wybierania właściwego rozmówcy, korzystania z terapii itd. Druga grupa to dzieci mocno zamknięte w sobie, niepotrafiące przerobić swojej traumy, nierobiące postępów. Im był potrzebny nienachalny rozmówca i uważny słuchacz. Każdy rodzaj terapii indywidualnej i zajęciowej odrywał je na pewien czas od przeszłości, dawał możliwość dokonania czegoś pożytecznego dla innych i siebie. Zajęcia plastyczne odkrywały niesamowite talenty. Drobne pochwały uskrzydlały do dalszej pracy. Odpowiednio dobrany film wzruszał do łez, a tym samym zbliżał i wyzwalał ukryte frustracje i pytania. Dzieci przypominały sobie, czym są uczucia wyższe, Oczywiście każde dziecko to indywidualność. I tu właśnie brakowało pracy z L.: JAKIE SYTUACJE PANI PODOPIECZNYCH NAJBARDZIEJ PANIĄ PORUSZYŁY?S. R.: W ciągu wielu lat mojej pracy było bardzo dużo takich sytuacji, ale rzeczywiście niektóre zapadają w pamięć na całe życie. Bardzo przeżyłam wyczyn pewnej dziewczynki, przez który mogła umrzeć. Przez dłuższy czas gromadziła leki przepisywane jej przez psychiatrę. Kiedy już zebrała odpowiednią według siebie ilość, połknęła je wszystkie naraz. Przyznała się do tego na zajęciach wychowawczyni, bo zaczęła się źle czuć. Chciała tylko tym zachowaniem zwrócić na siebie uwagę, a stało się coś więcej. Nieudolne działania lekarza dyżurnego zmusiły mnie do ofensywy, nie bacząc na konsekwencje. W rezultacie dziewczyna pojechała na oddział ostrych zatruć i dzięki temu przeżyła. Inna, bardzo osobista sytuacja doprowadziła mnie do łez. Dzieci dowiedziały się, że mam urodziny i same od siebie zaśpiewały mi na stołówce „Sto lat”, i wszystkie naraz podbiegły się do mnie przytulić. Zaznaczam, że mogły się przytulać tylko w określonych sytuacjach. Tu odwołanie do rozdziału _Regulamin_ mojej książki. Poruszyło mnie wyznanie chłopca po sześciu latach przebywania na oddziale. Nigdy nie mówił o swoich przeżyciach, a jego obrona przed światem polegała na wyzwalaniu agresji. W pewnej sytuacji zapytałam go, dlaczego taki miły chłopiec musi przebywać tak długo w takim miejscu i co takiego wydarzyło się w jego życiu, że tu trafił. Mimo wielu opowieści skrzywdzonych dzieci to zdanie mnie zmroziło: „Pili, bili, gwałcili”. Nigdy już więcej nie powiedział nic o sobie. Takich przejmujących sytuacji było mnóstwo. Z tym chłopcem miałam kontakt ze cztery lata temu. Odzywał się do mnie poprzez FB, ale ciągle się gdzieś spieszył, wspominał, że wiele ludzi go oszukało, i że jest bezdomny. Potem kontakt się urwał. Tak bardzo pragnęłam mu pomóc, ale on chyba już nie ufał L.: JAK WYGLĄDA ŻYCIE MŁODYCH LUDZI NA ODDZIALE? BUNTUJĄ SIĘ? JAKA JEST ICH CODZIENNOŚĆ?S. R.: Jak już wspomniałam wcześniej, młodzi ludzie pod opieką personelu musieli stosować się do regulaminu. Pozwalało to na utrzymanie porządku na oddziale, a ich temperamentów w pewnych ryzach. Było to bardzo trudne, gdyż większość z nich wychowywała tak naprawdę ulica, a pozostali łatwo ulegali złym wpływom swoich kolegów i koleżanek. Stąd niekończące się konflikty i zatargi. Burza hormonów, izolacja, zmiana trybu życia i oczekiwania względem ich zachowania doprowadzały nawet do buntu. Takie wypowiedziane nieposłuszeństwo to demolka oddziału i konsekwencje dla całej młodzieży: zabranie im na pewien czas przywilejów, a dla przywódców i największych agresorów zabezpieczenie mechaniczne oraz zastrzyki uspokajające. Buntowali się również z innych przyczyn, takich jak ciasnota na oddziale (ja określałam to, że chodzili jak lwy w klatce, ale nie było to wcale zabawne), brak zajęcia, brak możliwości wyjścia na powietrze czy traktowanie ich jak „dzieci gorszego Boga”. Nie chcę się chwalić, ale dzięki konsekwencji w działaniu, wiarygodności i charyzmie przez te kilka lat udało mi się zapobiec przynajmniej trzem buntom. Gdyby poprawić warunki ich pobytu w placówce, może nie dochodziłoby tak często do chęci buntowania się, a na pewno sprzyjałoby to lepszym efektom L.: JAKIE METODY PRACY SPRAWDZAJĄ SIĘ NA ODDZIALE ZAMKNIĘTYM Z MŁODYMI LUDŹMI? PACJENTÓW JEST DUŻO, A POTRZEBUJĄ UWAGI. JAK PANI SOBIE RADZI NA ODDZIALE Z TAKIMI SYTUACJAMI? PYTAM, BO WIEM, ŻE JEST PANI BARDZO ZAANGAŻOWANA W POMOC MŁODYM R.: Może to zabrzmi dziwnie, ale bardzo ważna jest dyscyplina. Zanim nowe dzieci przyzwyczają się do nowych warunków, oczekiwań w stosunku do nich i zasad panujących na oddziale, mija sporo czasu. Bywa, że trudno im się pogodzić z zamknięciem, ograniczeniami, nową sytuacją. Kiedy to w większym lub w mniejszym stopniu zaakceptują, można wkroczyć z dalszymi działaniami. Tu nie jest jak w więzieniu. Personel stara się przygarniać te dzieciaki i tworzyć im namiastkę rodziny. W szczególnych okolicznościach jak święta czy Dzień Dziecka mogą liczyć na szczególne traktowanie. Poza tym mają kontakt telefoniczny z rodziną, opiekunami, a nawet swoimi dawnymi kolegami. Istnieje możliwość odwiedzin przez członków rodziny lub opiekunów. Ale tak naprawdę na pierwszej linii są zawsze pielęgniarki, sanitariuszki i sanitariusze. Ci z otwartym sercem, często poza swoimi obowiązkami, wspierają dzieci, pomagają w życiu codziennym, dużo rozmawiają i czuwają nad ich bezpieczeństwem. Niestety, jak w każdej grupie zawodowej znajdzie się czarna owca, która może zrobić wiele L.: CO JEST NAJTRUDNIEJSZE W PRACY NA ODDZIALE ZAMKNIĘTYM?S. R.: Inaczej do tej pracy podchodzą mężczyźni, a inaczej kobiety. Kobiety obdarzone instynktem macierzyńskim nie raz i nie dwa były narażone na manipulację ze strony młodych pacjentów. Trzeba było mocno rozgraniczyć uczucia i obowiązki, by tak naprawdę dzieciom pomóc wrócić do społeczeństwa, a nie szkodzić. Okiełznać tak sporą grupę mocno zaburzonych dzieciaków, będąc z nimi w zdrowych relacjach, z poczuciem odpowiedzialności, ale dozą empatii i zrozumienia. Opisany przeze mnie haniebny przypadek wykorzystywania relacji personel–pacjent to skaza na zwyczajnym poczuciu przyzwoitości. Profesjonalista nigdy nie wykorzysta takiej zależności, natomiast przypadkowy pracownik jest niepotrzebnym balastem i tak niedoskonałego systemu. Nie dość, że trzeba sprowadzać na właściwe tory pogubione dzieciaki, to jeszcze „patrzeć na ręce” źle dobranym pracownikom. Pracując w takim miejscu, czułam się jak matka zastępcza, nauczyciel, ochroniarz, strażnik więzienny, a dopiero na końcu jak pielęgniarka. Bardzo to było trudne i L.: WIEM, ŻE PRACA Z MŁODYMI OSOBAMI, CHOĆ TRUDNYCH PROBLEMÓW JEST WIELE, DAJE CZĘSTO POWODY DO RADOŚCI. PANI PRZEŻYWA ŻYCIE MŁODYCH LUDZI RAZEM Z NIMI, WALCZY O TO, BY GO NIE STRACILI, I ROBI WSZYSTKO, BY ZAGOIŁY SIĘ ICH NAJWIĘKSZE RANY PSYCHICZNE. BYŁABYM WDZIĘCZNA, GDYBY MOGŁA PANI OPOWIEDZIEĆ O RADOŚCIACH W SWOJEJ R.: Największą radością w mojej pracy była informacja o tym, że dzieci, które opuściły szpital, zaczęły sobie radzić samodzielnie i, jak to się mówi potocznym językiem, wyszły na ludzi. Przy wsparciu różnych ludzi dobrej woli, przy moim skromnym udziale — są szczęśliwe. Część z nich wyjechała za granicę, by tam poszukać swojej szansy i odciąć się od swojego destrukcyjnego środowiska, część wyjechała do innego miasta, niektórzy znaleźli drugą połówkę jabłka, czasami równie pokiereszowaną, i stworzyli szczęśliwy związek. Najbardziej cieszy mnie, że potrafili odszukać swoje miejsce na ziemi. Może to prozaiczny przykład, ale wcześniej wspomniana dziewczyna, która połknęła te nieszczęsne pigułki, wyszła ze szpitala jako pełnoletnia osoba i nie miała gdzie się podziać. Zamieszkała w placówce opiekuńczej dla młodzieży. Pewnego dnia zwierzyła mi się, że tak naprawdę nigdy nie miała urodzin, a że zbliżała się jej dziewiętnastka, więc zaczęłam działać. W porozumieniu z wychowawczynią przygotowałyśmy niespodziankę. Ja przelałam pieniądze na tort i wysłałam paczkę z prezentami. O resztę zadbała pani wychowawczyni. Radości dziewczynki nie było końca. A przy tym mojej również. I takich momentów było całkiem sporo. Dla takich chwil warto żyć. Wiem, jestem niepoprawną romantyczką, bo chciałabym, żeby wszyscy mieli to, na co zasługują, i żeby każde dziecko było szczęśliwe. Każdemu wolno marzyć. Część dzieciaków nie odnalazła jednak swojej właściwej ścieżki, to bardzo smutne, ale niestety L.: DZIĘKUJĘ ZA PORUSZAJĄCĄ ROZMOWĘ. SZERZMY WIEDZĘ W TAK WAŻNYCH KWESTIACH, DOMAGAJĄC SIĘ ZMIANY SYTUACJI. DZIĘKUJĘ ZA PANI PRACĘ I a rozmowaRozmowa stwarza tę nić porozumienia, która może decydować o wielu aspektach naszego życia. Gdyby ludzie potrafili ze sobą rozmawiać, wiele małżeństw czy związków byłoby trwalszych i szczęśliwszych. Tej sztuki winniśmy się uczyć od najmłodszych lat, a rewelacyjnie by było, gdyby uczyli nas jej rodzice. Opinia jednej osoby niewiele wnosi. Dzieci prędko przyzwyczajają się do „ględzenia”. Pewne formułki znają na pamięć, a ton głosu albo usypia, albo wzbudza niekoniecznie pozytywne emocje. Rozmowa to dialog, który daje możliwość poznania, co myśli druga strona, jakim jest człowiekiem, jaki jest jej światopogląd itd. Rodzice najlepiej poznają swoje dzieci poprzez rozmowy i obserwacje. Wiedzą wówczas, czy dziecko jest chore, smutne, wkurzone, czy ma problemy. Co zrobić, żeby chciało z nami rozmawiać? Jest wiele sposobów na to, by przełamywać lody. Można wprowadzić zasadę, że razem z dzieckiem rozwiązujemy każdy problem, o którym nam opowie. Trzeba wtedy poskromić własne emocje, choćby rozsadzały nas od środka. Najlepiej przeczekać własną złość, by przygotować się do rozmowy. Być konsekwentnym i nie dać się zbyć sloganem, że wszystko jest w porządku. Przekonać dziecko, że nawet rzecz w jego mniemaniu straszna czy przerażająca nie przestraszy to umiejętność słuchania. Możemy nie zgadzać się z argumentami, którymi młody człowiek będzie nas przekonywał, ale rozmowa pozwoli wytyczyć granice. Nawet najtwardsze negocjacje prowadzą do porozumienia. Wytyczanie granic może budzić złość i niezadowolenie, ale w rezultacie daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. Wypracowanie porozumienia poprzez dialog zbuduje wzajemne zaufanie, na którym tak bardzo nam zależy. Coraz więcej przykrych informacji dociera do nas z telewizji lub gazet — czy wiemy, co o tym myśli nasz syn czy córka? Jak je odbiera, w jaki sposób przeżywa? Rozmowa o takich wydarzeniach może spowodować, że dziecko podzieli się z nami osobistymi przemyśleniami, przeżyciami, odczuciami, i być może dzięki temu poznamy przyczyny jego zachowania. Może okaże się, że dziecko jest pacyfistą lub niepoprawnym romantykiem, a może sympatyzuje z grupą, która budzi nasze obawy? Trochę gorzej, jeśli zacznie szukać rozmowy z przygodnymi ludźmi w internecie. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, ile zagrożeń płynie z sieci. Użytkownicy internetu, mogą wyłapywać przypadkowe ofiary, niekoniecznie w dobrych intencjach. Dzieci są stosunkowo łatwym łupem, ponieważ są łatwowierne i nie posiadają takiego doświadczenia życiowego jak dorośli, a przecież nawet oni padają ofiarami przestępców. Okradanie starszych ludzi za pomocą różnych metod — na przykład „na wnuczka” czy „na policjanta” — zbiera swoje okrutne żniwo. Inni z kolei tracą dorobek życia z powodu nieuczciwego dewelopera lub dają się omamić łatwym inwestycjom, które kończą się fiaskiem. Nie ma jednej recepty na bycie wszechwiedzącym, ale uczenie ostrożności i pragmatyzmu otworzy furtkę analitycznemu myśleniu. Ta wyuczona ostrożność może ochronić nasze dzieci przed pedofilami, sektami i innymi niebezpieczeństwami czyhającymi w wielkiej uwagi dotyczą nie tylko internetu, w realu również wszystko może się przydarzyć. Rozmowy i edukacja mają spowodować, że ryzyko tych zdarzeń będzie znacznie zminimalizowane. Zastanówmy się, kto ma przekazać tę wiedzę naszym najmłodszym? Oczywiście najpierw rodzice, następnie szkoła i specjaliści. Niestety, wyrocznią i kopalnią przeogromnej wiedzy, nie tylko dla dzieci, staje się „dr Google”. Oczywiście należy z tej wiedzy korzystać, ale nie bezkrytycznie na niej polegać. Prostym przykładem jest wyszukiwanie informacji na temat na dolegliwości somatycznych, które nam dokuczają. Zaczynamy poszukiwania w necie i okazuje się, że możemy chorować na bardzo poważne schorzenia, a odczuwane przez nas objawy pasują do opisu każdej prawie choroby. Odkładamy wizytę u lekarza, bo przecież prawie jesteśmy zdiagnozowani. Zatruwamy sobie życie przemyśleniami, spisując po cichu testament. A tymczasem może okazać się, że wyolbrzymiliśmy problem lub ze strachu i przez zwłokę pogorszyliśmy swój stan zdrowia. Wszyscy potrzebujemy porady, obiektywnego spojrzenia na problem i dystansu. Bez rozmów tego nie osiągniemy.„Kto pyta, nie błądzi”.Nietolerancja — krok do nienawiściNikt nikomu nie każe kochać gejów, lesbijek i przedstawicieli innych mniejszości, ale nie wyrzucimy ich z naszego społeczeństwa, bo mają takie same prawa jak pozostali. To jest czyjaś córka, czyjś syn czy inny członek rodziny. Rodzice takich dzieci pewnie wyobrażali sobie, że pójdą one inną drogą. Marzyli o wnukach, o innym partnerze dla swojego człowieka polega na tolerancji. Pójdźmy o krok dalej. Lekarze, pielęgniarki nie segregują ludzi ze względu na światopogląd, sposób na życie, przynależność polityczną, czy orientację seksualną, ale ratują życie każdemu człowiekowi. Etyka, moralność, a także dekalog nie powinny pozwolić na krzywdzenie drugiego człowieka, a czasami słowa ranią bardziej niż czyny. Łatwo przychodzi nam osądzanie drugiego człowieka. Patrząc na bezdomnego, widzimy zaniedbanego, brudnego, ale i nieszczęśliwego człowieka. Nie wiemy, co takiego wydarzyło się w jego życiu, że skończył na ulicy. A czy nie zdarza się tak, że kiedy ktoś taki potrzebuje pomocy, to społeczeństwo stawia go nad przepaścią i popycha? Bywa, że leczony w szpitalu przechodzi przemianę. Jest umyty, przebrany, ogolony i wtedy zaczyna być inaczej postrzegany. Oddaje mu się człowieczeństwo i nikt już nie omija go jak kupę g… Czego uczymy nasze dzieci, jeśli sami pogardzamy drugim człowiekiem?Dorośli narzekają na przemoc w szkole, upokarzanie, dręczenie. Brak tolerancji wyzwala kolejne negatywne uczucia. Powiedzenie, że „nic nie mam do odmienności seksualnych, ale najlepiej niech mi schodzą z drogi” nie jest odosobnione. Podobno zła karma wraca i może się okazać, że ktoś, kto tak mówi, również dozna krzywdy i wówczas zadaje pytanie: „Za co mnie to spotkało”? Zajrzyj w głąb siebie i sobie w opisanym w książce Bolanowie, spotkałam się z wieloma przejawami nietolerancji. Przykro było patrzeć, jak bardzo te dzieciaki były rozdarte wewnętrznie. Część z nich zmobilizowała mnie do napisania kontynuacji książki o ich losach. Jedna z dziewczynek od najmłodszych lat czuła się chłopcem. Opowiadała, że ma wrażenie, jakby chodziła w nie swojej skórze, i nazywała siebie „boską pomyłką”. O jej cierpieniach i marzeniach o szczęściu przeczytacie w mojej książce _Dzieci psychiatryka. Dalsze losy_.„Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia”. Autor: Sara RomskaWYWIAD UDZIELONY WYDAWNICTWU RIDERODZISIAJ PRZYCHODZIMY DO WAS Z TRUDNYM WYWIADEM Z CZESŁAWĄ DRAŁUS, PSEUDONIM LITERACKI SARA ROMSKA, AUTORKĄ KSIĄŻKI _DZIECI się w małym miasteczku blisko Wrocławia — w Brzegu Dolnym. We Wrocławiu ukończyła Medyczne Studium Zawodowe i zdobyła zawód pielęgniarki. Pracowała w zawodzie, ale stale poszukiwała nowych możliwości. Miała krótki incydent pracy w lokalnej gazecie, prowadziła własną działalność (prowadzenie pubu, praca handlowca i wiele innych zajęć). Wszystko po to, by odejść od zawodu. Los jednak pokierował ją do pracy w szpitalu psychiatrycznym z dziećmi. I właśnie w tym miejscu poczuła, że robi to, co powinna. Tutaj poczuła się naprawdę do książek zaszczepiła w niej babcia. Jej motto brzmiało: „Nawet najnudniejsza książka zasługuje na przeczytanie jej do końca”.RIDERO: DO KOGO KIERUJESZ SWOJĄ POWIEŚĆ?CZESŁAWA DRAŁUS: Moja książka opowiada o przeżyciach, traumach, zawiłych losach dzieci, które krętą drogą trafiły do szpitala psychiatrycznego, na oddział, w którym pracowałam. Kierował je tam sąd dla nieletnich. Jaką drogę przebyły, by znaleźć się na oddziale o wzmożonym zabezpieczeniu, a nie na przykład w poprawczaku? To, o czym opowiadały, mroziło krew w żyłach nawet doświadczonym pracownikom. Motywem przewodnim jest pamiętnik Natalii, z którego dowiadujemy się, jak można stworzyć dziecku piekło na przeznaczona jest dla osób pełnoletnich, a wybrane fragmenty są do przeczytania przez dzieci, ale pod kontrolą dorosłych. Głównym adresatem są rodzice, opiekunowie oraz osoby, które w przyszłości pragną zostać roztropnymi rodzicami, wychowawcami. Wykorzystane w książce przykłady nie są charakterystyczne tylko dla szpitala psychiatrycznego, ale dla wszelkich jednostek wychowawczych, resocjalizacyjnych, dla tak zwanej trudnej młodzieży. Są typowe dla osób, które mają zbyt mało czasu na wychowanieswoich pociech. Są ostrzeżeniem, by ich działania nie zaowocowały zerwaniem więzi rodzinnych, a później utratą kontroli w sytuacjach, w których nie jesteśmy w stanie lub nie potrafimy pomóc własnemu dziecku. Również dla tych, którzy mimo troski i miłości tracą kontrolę, nie zdając sobie sprawy, na jakie próby narażony jest młody człowiek w dzisiejszych czasach. Dla każdego, kto pragnie być czujny, pragmatyczny, kto chce oszczędzić dzieciom i sobie trudnych DLACZEGO PODJĘŁAŚ SIĘ TAK TRUDNEJ TEMATYKI JAK CHOROBY PSYCHICZNE DZIECI?CZ. D.: Dopiero w latach dziewięćdziesiątych zaburzenia emocji i zachowania uznano za jednostkę chorobową i zaczęto leczyć je jako zaburzenie psychiczne. Tak naprawdę choroby psychiczne u dzieci diagnozuje się stosunkowo rzadko i ich spektrum jest wąskie. Dominuje wymieniona już jednostka zaburzeń emocji i zachowania, która odpowiednio leczona i prowadzona nie pozostawia śladu w późniejszym życiu. Na moim oddziale dzieci przebywały do pełnoletności. Naszym zadaniem było tak pomagać młodemu człowiekowi, aby po wyjściu ze szpitala funkcjonował jako pełnowartościowy członek społeczeństwa. Dzieci te tylko po części znalazły się w takim miejscu z własnej winy. Bywało, że kradły, bo musiały przeżyć. Okaleczały się, bo zamieniały ból psychiczny na ból fizyczny. Prostytuowały się, bo były zmuszane przez rodziców. Brały narkotyki, piły alkohol, bo szukały chwil ukojenia, które zaprowadziły je do uzależnienia. Czy przez to należało je przekreślić, odrzucić? Nie, należało naprawiać błędy dorosłych i pomóc im zrozumieć, że istnieje inna droga i że są ludzie, którym zależy na nich, mimo ich niedoskonałości. Moją rolą i całego zespołu było odbudowywanie zaufania, wskazanie, jak sobie radzić bez używek, nauczenie ich zwykłego życia. Kiedy praca podczas pobytu dziecka na oddziale przyniosła efekty, to była cała esencja i radość, że zrobiono coś naprawdę JAKI ELEMENT PRACY NAD KSIĄŻKĄ BYŁ DLA CIEBIE NAJTRUDNIEJSZY?CZ. D.: Najtrudniejsze było dla mnie przeczytanie pamiętnika Natalii. Nie byłam w stanie przebrnąć przez pierwsze kartki. Czytałam i odkładałam, i znów wracałam. Dla osób wrażliwych nie był to łatwy materiał, ale Natalia powierzyła mi go, bo chciała wykrzyczeć swoją krzywdę, bo jako dorosła już kobieta zrozumiała, że została okradziona z dzieciństwa, że nigdy nie poradzi sobie z przeżytą traumą. Czułam się bezradna, że nie mogę jej pomóc bardziej, że będzie musiała się zmierzyć z życiem, nie mając prawidłowych wzorców. Czekałam nawet kilka miesięcy, by dopisać szczęśliwe zakończenie jej historii. Nie ma szczęśliwego zakończenia i to w dalszym ciągu jest dla mnie trudne. Książka _Dzieci psychiatryka_ to autentyczne relacje skrzywdzonych dzieci. Bitych, gwałconych, poniżanych, głodnych i poniewieranych. Szukających pocieszenia w używkach, niejednokrotnie łamiących prawo i staczających się w swojej demoralizacji po równi pochyłej. Trafiły do szpitala psychiatrycznego — oddziału o wzmożonym zabezpieczeniu, aby stąd wrócić do społeczeństwa i być znowu pełnowartościowymi obywatelami. Pracujący w nim ludzie, obowiązujący regulamin, nadzieja, czasami bezradność oraz upływający czas stanowiły rzeczywistość tych pogubionych dzieci. Przez całą książkę przewija się wątek Natalii — dziewczyny, która winę za swój upadek moralny przypisuje warto przeczytać książkę „Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia”Moja książka skierowana jest do wszystkich rodziców, opiekunów i tych, którzy zamierzają zostać rodzicami w przyszłości. Przede wszystkim ma pomóc zrozumieć, dlaczego dzieci zachowują się w określony sposób i co chcą tym zachowaniem osiągnąć. Co oznaczają pewne zachowania, na przykład okaleczanie się, i co dzieci pragną nam swoimi manifestacjami przekazać? Nawet w najbardziej kochającej się rodzinie może dojść do problemów i trudności w komunikowaniu się między dorosłymi a dziećmi. Rozstanie rodziców, wyjazd za granicę czy inne zdarzenia mocno wpływają na psychikę naszych pociech. Dzieci potrafią się obarczać winą za nieporozumienia i zło dziejące się w rodzinie. Bez doświadczenia życiowego, rozmów, wyjaśnień tłumią swoje zgryzoty, które z czasem rozładowują agresją, buntem, okaleczaniem, sięganiem po używki. Kiedy przeciąga się to w czasie, przychodzą psychiatryka. Historie z ich życia_ to również ostrzeżenie dotyczące tego, co się stanie po przekroczeniu pewnej granicy, kiedy naszym dzieckiem zacznie się interesować państwo. Krok po kroku — od zasądzonego kuratora, nawet do szpitala psychiatrycznego czy poprawczaka. W którymś z wywiadów zasygnalizowałam, że gdyby nie było tylu oddziałów psychiatrycznych dla młodzieży, to poprawczaki pękałyby w szwach. Jedne z tych oddziałów funkcjonują lepiej, inne gorzej, ale wychodząc, dzieci dostają tak zwaną _carte blanche_ i mogą zacząć wszystko od nowa, bez wpisów do dokumentów. To nie jest bez książce naświetliłam, jak funkcjonował i funkcjonuje jeden z takich oddziałów. Nie liczmy na to, że zostawimy w nim dziecko, a inni naprawią nasze błędy. Cały sztab ludzi, wraz z rodzicami, ma uczestniczyć w przywróceniu naszego nastolatka społeczeństwu. To szansa dla dziecka, ale i dla nas, dorosłych. Sędzia, wydając wyrok w sprawie gimnazjalistek z Gdańska, w swoim uzasadnieniu odczytała: „Nie ma trudnej młodzieży, są tylko niewydolni wychowawczo opowiadania to także losy dzieci, które mieszkają obok nas. Wiele z nich ma problemy i dzieje się im krzywda, na którą reagujemy, czytając o niej w gazetach lub oglądając telewizję, ale czy potrafimy zareagować w codziennym życiu? W drugiej części (_Dzieci _Dalsze losy_) poznacie ich sukcesy i porażki, dowiecie się, przez jakie piekło przechodziły, żeby wyjść na tak zwaną prostą. To również nie jest łatwa lektura. Fałszywe nadzieje po miesiącach, a nawet latach spędzonych w szpitalu psychiatrycznym, bez wsparcia, po wrzuceniu ich na głęboką wodę, które kończyło się podtopieniem, a niekiedy utonięciem. Sięganiem dna, z którego niewielka grupa potrafiła się odbić. Jak odnajdywały się w społeczeństwie, mierząc się z nieuczciwością pracodawców i własnymi niedoskonałościami? Jak bardzo czuły się oszukane przez system i dlaczego niektórzy mają tylko pod górkę? To ich ostrzeżenia przekazane za moim czasKażdy z nas przeżywa rozterki i refleksje związane z różnymi zdarzeniami, z życiem. Mimo że to tylko mrzonka, zastanawiamy się, co by było, gdyby…? Bardzo trudno poradzić sobie samemu z traumą — jak doradzają psycholodzy, trzeba ją przepracować. Ważne jest, by na pewnym etapie wyciągnąć odpowiednie wnioski i spróbować coś naprawić. Czasami nie warto wciąż wracać do przeżyć i bezustannie ich wałkować, tylko trzeba ruszyć do przodu. Jeśli ktoś odszedł, to nie przywrócimy mu życia, ale możemy pomóc innym. Mogą uczyć się na naszych błędach i ustrzec się swoich. Dzielenie się z innymi naszymi przeżyciami pomaga rozładować wewnętrzne napięcie. Tak bardzo zbliżamy się do zachodnich schematów, że tracimy wartości, dzięki którym żyje nam się łatwiej. Mam na myśli prawdziwych przyjaciół, powierników, z którymi dzielimy się naszymi sekretami i możemy liczyć na ich wsparcie, a nawet pomoc. Poszukujemy substytutów w internecie, gdzie widzimy tylko napisane słowa. Nie widzimy szczerości w oczach, mimiki, gestów, tego, co zdradza zainteresowanie naszymi problemami. Nie czujemy uścisku dłoni, przytulania i wspólnych łez. Z kolei za rzeczowe porady u specjalistów musimy zapłacić, a zmęczony terapeuta będzie spoglądał niecierpliwie na zegarek. To prawda, że boimy się śmieszności, zawstydzenia i tego, że ktoś nadużyje naszego zaufania. Trzeba jednak zaufać i otworzyć się na ludzi. Metoda małych kroków da nam możliwość weryfikacji, czy ktoś zasługuje na zaufanie, czy też nie. Warto dać komuś szansę i powierzyć jakąś naszą drobną tajemnicę. Taka próba dostarczy nam wiedzy i przyniesie warto robić coś dla innych? Dla wierzących cytat z biblii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Dla wszystkich: by poczuć się lepiej, mieć poczucie przynależności, stać się empatycznym, rozwijać duchową przemianę, dawać przykład innym i wychowywać. Tworzyć wrażliwe społeczności, które nie będą zamykać się w betonowych skorupach. Popadamy z jednej skrajności w drugą. Albo gromadzimy się i składamy górnolotne obietnice, albo zamykamy się w domach i udajemy, że nas to nie dotyczy. Ja pomogę komuś, a kiedyś może ktoś pomoże mnie? Każda karma wraca, i to w najmniej spodziewanym momencie. Życie jest nieprzewidywalne i nie wiemy, kiedy tej pomocy możemy potrzebować. Wielu ludzi, których dotknęła jakaś tragedia, pragnie pomagać innym. Organizują się w grupy, otwierają fundacje, starają się chociaż w części ulżyć innym cierpiącym. To nieprawda, że ludzie nie chcą mówić o swoich traumatycznych przeżyciach. Wręcz odwrotnie, muszą być jednak na to gotowi. W taki czy inny sposób pragną wykrzyczeć swój ból, może pokłócić się z Bogiem i starać się nie oszaleć. Matka, która z powodu wypadku straciła jednocześnie trzy córki, miała prawo być o krok od szaleństwa. Czy ta kobieta nie marzyła, żeby cofnąć czas? To pytanie retoryczne, bo wiemy, że jest to niewykonalne. Po takiej tragedii pozostaje żyć dla innych dzieci, walczyć o swoje zdrowie psychiczne, a w przyszłości wspierać innych, by samemu poczuć się lepiej. Mimo tego, że życie wgniata nas w ziemię, należy się podnosić i dalej porozumieniaZatrważają mnie sytuacje, w których rodzice czy opiekunowie są zaskoczeni dramatycznymi wydarzeniami. Nie raz i nie dwa uczestniczyłam w udzielaniu pomocy młodym ludziom zatrutym różnymi środkami. Wbrew pozorom, jeśli ktoś uważa, że alkohol jest bezpieczną trucizną, to nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się myli. Kiedy nie znano antybiotyków, kiłę leczono arszenikiem — trucizną, której minimalne dawki nie były zabójcze. Tak jak wypalenie jednego papierosa nie uśmierca, ale wypalenie większej ilości naraz prowadzi do zatrucia, a nawet zgonu. Nawet sól spożywcza w znacznej ilości może zabić. Tak jest z każdą trucizną. Jeśli przyzwyczaimy organizm, stosując małe porcje, nikt natychmiast nie umiera. Dzieci zatrutych dużą dawką alkoholu jest coraz więcej. Tej trucizny z organizmu trzeba się pozbyć jak najprędzej i jest to praca medyków, ale walka o życie, szczególnie młodych ludzi, to wielka trauma dla całego personelu. Smutek, łzy rodziców i to dramatyczne wzajemne przerzucanie na siebie winy nie budują dobrych relacji. Pojawia się zasadnicze pytanie: „Gdzie popełniliśmy błąd?”. Zdziwienie i niedowierzanie powodują natłok myśli i zatruć lub uzależnienia prowadzi nie tylko alkohol. Dochodzą dopalacze, narkotyki, leki psychotropowe, leki na odchudzanie oferowane poza obrotem aptecznym i wiele innych substancji. Nawet toksykolodzy nie nadążają za pomysłowością handlarzy śmiercią. A czas płynie nieubłaganie, zmniejszając szanse na przeżycie czy odzyskanie zdrowia. Dorośli mają ten dar przewidywania, dalekowzroczności — szkoda tylko, że tak rzadko dzielą się tym darem ze swoimi dziećmi i innymi dorosłymi, tymi, którzy są mniej zaradni. Rozmowy, przytaczanie przykładów, uwrażliwianie i przygotowanie na rozsądne decyzje mają pomóc minimalizować tego typu zagrożeń czyhających na młodych ludzi omówiłam w pierwszej części mojej książki _Dzieci psychiatryka_. W części drugiej, _Dzieci _Dalsze losy_, znacznie rozwinęłam temat. Piszę o zagrożeniach, na które możemy mieć większy lub mniejszy wpływ. Warto się z tym zapoznać i umiejętnie wykorzystać podaną wiedzę. Zdrowie i życie naszych pociech jest wyniszczają młody organizm znacznie prędzej niż dojrzały. Przypomną o sobie nawet po odstawieniu. Mają wpływ na pracę mózgu, zmniejszają możliwości intelektualne, nawet do upośledzenia. Niszczą narządy wewnętrzne, wątrobę, nerki czy serce, upośledzają ich funkcje i pozostawiają znaczny uszczerbek. Młody człowiek staje się okaleczony. Nawet jak wróci do pełnej formy i zapragnie realizować swoje marzenia, może się okazać, że zostanie zdyskwalifikowany z powodu uszkodzenia serca, o którym nie miał pojęcia. Rozczarowanie i wymuszona zmiana planów to dotkliwa kara za popełnione błędy i — niewidoczniCzy dzisiaj bardziej widzimy niepełnosprawnych i ich problemy? Zapewne tak. Część dzieci opuszczających szpitale psychiatryczne również jest w różnym stopniu obarczona niepełnosprawnością. Jak traktuje ich społeczeństwo? Jeśli ludzie wiedzą, że były one w szpitalu psychiatrycznym, nieważne z jakiego powodu, to są postrzegane jako… „czubki”. Do tego sprowadza się nasza wiedza. A to nieprawda. Te dzieci nie są mniej inteligentne, mniej empatyczne, są tylko dotknięte traumami, często fizycznie i psychicznie pokiereszowane. Może są mniej zdolne, ale czy nasze „normalne” dzieci nie wykazują wybiórczych zainteresowań. Jedne są uzdolnione humanistycznie, inne lepsze w przedmiotach ścisłych. Pacjenci szpitali psychiatrycznych czy wychowankowie ośrodków wychowawczych lub resocjalizacyjnych nie są wyrzutkami społecznymi, tylko dziećmi, które się gdzieś pogubiły i przeciw czemuś zbuntowały. Nieprawdą jest, że zawsze pochodzą z rodzin patologicznych. Coraz częściej zdarzają się dzieci, które chcą zwrócić naszą uwagę na siebie, na swoje uczucia. Pragną zainteresowania, rozmowy, potraktowania ich problemów z należytą uwagą. Chcą się dzielić swoimi kłopotami, osiągnięciami, rozterkami. Pragną, żeby ktoś je pochwalił, wysłuchał, doradził, a może tylko uczestniczył w ich z jakimś stopniem niepełnosprawności mogą nam się wydawać dziwne. Rzeczy dla nas oczywiste, dla nich urastają do rozmiarów Mount Everestu. Dopiero wyjaśnienia, uproszczenia dają im jasność sytuacji. To jednak wymaga z naszej strony uwagi, zainteresowania i zrozumienia młodego człowieka. Pamiętajmy, że te uwrażliwione dzieci prędko wyczują fałsz w nieszczerym działaniu, a utrata zaufania to nasze fiasko. Dla młodych ludzi jakieś niedomówienie, próba przemilczenia ważnego dla nich tematu to niemalże zdrada. W dzisiejszych, skomplikowanych czasach nie jest łatwo dogadać się z młodym człowiekiem, który na wszystko reaguje odpowiedzią: „Ty nic nie rozumiesz”. Być rodzicem dzisiaj to nie lada wyzwanie. Tak bardzo sprawdza się maksyma „małe dzieci nie dają spać, a duże żyć”. Sama doświadczam tego na co dzień, bo też jestem matką. Trzeba jednak z dziećmi rozmawiać, być ich przyjacielem, oparciem, a z czasem może to zaowocować ich niezależnością i umiejętnością radzenia sobie w mało sprzyjających rodzi się traumaMoże będzie ostro, ale niektórzy dorośli są egoistami, narcyzami i totalnymi ignorantami. Czytam różne posty i przy niektórych ręce mi opadają. Jeśli jakaś kobieta, żona pisze na forum, że jej partner nadużywa alkoholu, popala trawkę czy sięga po inne narkotyki, a wszystkie kłótnie, krzyki, łzy swojej ukochanej mamusi widzi dziecko, to nie jest to nic innego jak znęcanie się nad tym dzieckiem. Kobieta twierdzi, że kocha swojego partnera, i liczy, że to się zmieni, a tymczasem ciągnie się to miesiącami czy nawet latami, pozostawiając u dziecka traumę na całe życie. Jeszcze gorzej, gdy rodzice przekazują swoje dziecko od instytucji do instytucji albo powierzają je zmęczonym dziadkom. Nie bez powodu natura tak to skonstruowała, że dzieci mają ludzie młodzi. Organizm jest wówczas w pełni wydolny, rodzice mają więcej cierpliwości, a ich siły fizyczne są niespożyte. Nie bez kozery mówi się, że dziecko to praca na pełen etat. Czy mężczyzna, który tylko obiecuje, a nie dotrzymuje słowa i niszczy swoją rodzinę, jest jej wart? Czy kobieta, która przedkłada takiego niszczyciela, używki albo lekkie życie nad własne dziecko, zdaje sobie sprawę, jak to wpłynie na jego psychikę? Jeśli o tym nie myślą, to właśnie dlatego śmiem nazywać ich cholernymi egoistami. Dziecko potrafi zapamiętać bardzo dziwne szczegóły ze swojego dzieciństwa. Już trzylatek może pamiętać przykre dla niego doznania, na przykład szczypanie w policzek przez egzaltowaną ciotkę, wymuszane przez wąsatego i obślinionego wujka całuski itd. W przyszłości może okazać się, że dziecko unika bliskich kontaktów — nie lubi czułości rodzinnych, ściskania, przytulania i najchętniej ograniczałoby się do kontaktów na odległość. Niby nic takiego się nie wydarzyło, ale dziecku pozostała jest różnica między przebywaniem z dzieckiem a przebywaniem w towarzystwie dziecka? Otóż przebywanie z dzieckiem to czas, kiedy rodzic rozmawia z dzieckiem, coś z nim robi, poświęca mu czas i okazuje zainteresowanie. Przebywać w towarzystwie dziecka, to na przykład zerkać, czy ewentualnie nie wypadnie przez balkon, ale tak naprawdę zajmować się sobą i swoimi sprawami. Wypadki zdarzały się zawsze, bo dzieci to żywe srebro, ale za wiele z nich winę ponoszą głównie nieodpowiedzialni dorośli. Oparzonemu dziecku pozostanie nie tylko blizna na skórze, lecz także olbrzymia trauma. Może uda mu się wyprzeć to, jak doszło do wypadku, ale blizna po nim będzie przypominała mu o tym przez całe życie. Ból oparzeniowy jest tak okropny, że w wielu przypadkach lekarze decydują się na wprowadzanie w stan śpiączki farmakologicznej (zależy to oczywiście od skali oparzenia).Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę może wywołać uraz psychiczny. Możemy sądzić, że jakieś zdarzenie nie jest istotne, że było bardzo dawno, ale nasza pamięć potrafi szufladkować informacje i w pewnym momencie, nawet po długim czasie, podporządkowani podświadomości zachowamy się tak, a nie inaczej. Po wielu latach pragnący nam pomóc psycholog może doszukać się źródła naszych problemów w okresie dzieciństwa. To cudowne usłyszeć z ust dorosłej osoby: „Miałam/miałem szczęśliwe dzieciństwo”. Nie spowodują tego przedmioty, ale mogą to spowodować rodzicielska miłość i cudowne wspomnienia, nawet zapach pieczonego ciasta. Ileż to razy uzmysławiamy sobie, że już nigdy nie skosztujemy czegoś, co tak bardzo smakowało nam w dzieciństwie. Oby życie smakowało siła stresuW dzisiejszych czasach stres towarzyszy nam na co dzień. Zmianie może ulegać jedynie jego skala. Nie ma jednej recepty, jak sobie z nim radzić, bo zależy to od wielu czynników — w jakim jesteśmy wieku, czy jesteśmy w związku, czy pracujemy, jakie są nasze relacje rodzinne itd. Ja próbuję się skupić na młodych ludziach, którym trudno sobie poradzić z tą chorobą cywilizacji. Generalnie osoby dorosłe powinny radzić sobie z nim lepiej, ale nie zawsze tak to działa. Kiedy dorośli mają problemy i nie potrafią sobie z nimi uporać, poszukują „odstresowaczy”. Dla jednych będzie to alkohol, dla innych słodycze, jedzenie, leki, zakupy, narkotyki czy jeszcze inne rzeczy. Podczas stresu tak samo cierpi nasz umysł jak ciało. Długotrwałe napięcie prowadzi do wielu chorób somatycznych. Możemy często się przeziębiać, nie kojarząc tego z czynnikami stresogennymi i systematycznym obniżaniem odporności naszego znam złotej rady na wszelkie zło całego świata, ale wiem, że zamykanie się w domu i pogrążanie się w samotności, we własnych myślach, nie przyniesie pomocy i rozwiązania. Odwrotnie, wyjście do ludzi, rozmowa, szukanie rozwiązań poza domem mogą podsuwać nowe pomysły, nieść nadzieję i pozwalać podążać w dobrym kierunku. Wszystkie nasze emocje przenoszą się na pozostałych domowników. Jeśli patrzą na nas dzieci, to musimy pamiętać, że są one doskonałymi naśladowcami. Nie musimy jednak udawać, ukrywać, że coś jest nie tak. Młodzi ludzie również mogą uczestniczyć w rozwiązywaniu problemów, konfliktów, chyba że dotyczą one naszej sfery intymnej. W ten sposób przygotowujemy młodych ludzi na trudy życia, aplikujemy swego rodzaju szczepionkę. Bezwzględna ochrona stworzy pewien miraż, a przyszłe porażki mogą stać się dramatem ich życia. Poza tym dopuszczeni do rodzinnych narad, bardziej się dowartościowują i bardziej nam ufają; w ten sposób przełamujemy bariery. Oczywiście dobieramy rodzaj przekazu do wieku dziecka. Innych słów użyjemy, mówiąc do pięciolatka, a innych, dyskutując z piętnastolatkiem. Pamiętajmy, że dzieci nie lubią ciszy, boją się jej, źle się czują w atmosferze niedomówień i niepewności. Czasami czegoś nie rozumieją, ale ich intuicja działa bardzo sprawnie. Dziecko nie odchoruje stresu jak dorosły — nie dostanie na przykład zawału. Będzie się skarżyło na bóle brzucha, brak apetytu, kłopoty ze snem itd., ale znacznie bardziej ucierpi sfera uczuć i emocji. W tym czasie mogą pojawić się pierwsze okaleczenia, eksperymenty ze środkami odurzającymi, alkoholem, młode osoby mogą stać się łatwym łupem sekt i wyeliminujemy zupełnie stresu z naszego życia, bo jest to zwyczajnie niemożliwe, ale możemy wpływać na zmniejszanie jego natężenia. Nie zostawajmy ze swoimi problemami sami. Nie opierajmy się tylko na ocenie znajomych, bo ta może być stronnicza. Czasami warto zapytać o zdanie kogoś zupełnie obcego. Nie musimy natychmiast takiej rady wcielać w życie, ale warto, byśmy się nad nią styczniu 2020 roku oglądałam w TVN24 odcinek programu _Superwizjer_ poświęcony tematyce uzależnień. Chciałabym się odnieść do poruszanego w tym programie problemu. Generalnie skupiono się na uzależnieniu od środków psychoaktywnych i wymieniono jeden powód, dla którego dzieci się uzależniają, a mianowicie ciekawość. Otóż w mojej książce _Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia_ wymieniam tych powodów przynajmniej kilka, a jest ich i tak znacznie więcej. W programie pokazano życie i losy bohaterów, którzy z powodzeniem lub bez walczą z nałogiem. Moją uwagę przyciągnęła matka uzależnionej nastolatki, która opowiada o problemach dziewczyny i próbach pomocy. Z mojego punktu widzenia ta pomoc była nieumiejętna. Dawanie dziewczynie jedzenia i nagminne proszenie, żeby przestała brać, nie odniosły żadnego odnieść sukces, trzeba wiedzieć, jak postępować z taką osobą. Nawet dzieci zamknięte w ośrodkach bez wsparcia rodziny nie radzą sobie z tak trudnym uzależnieniem. W terapii powinno brać czynny udział zarówno dziecko, jak i jego rodzina. Tam rodzice otrzymują instrukcje, jak postępować, jakie wprowadzać zasady i jak umiejętnie wspierać dziecko w walce z nałogiem. Często brutalna prawda wypowiadana przez kogoś zupełnie obcego otwiera świadomość ludzi z problemami. Dlatego warto korzystać z porad psychologów, psychiatrów czy terapeutów. Nie do zaakceptowania jest postawa rodziców, którzy litując się nad dzieckiem, przynoszą na zamknięty oddział narkotyki. Ich motywacją jest to, że dziecko bez tego cierpi. Przemycanie środków odurzających w paście do zębów, cukrze, chipsach i wielu innych produktach dodawało tylko pracy kontrolującym. Takie rzeczy trzeba było przeglądać, sprawdzać, cukier przesypywać i tak dalej. Jednak pomysłowość ludzka nie zna granic i czasami im się udawało coś przemycić. Nie ma nic bardziej dołującego jak najarane towarzystwo, nad którym pracował sztab ludzi. Wyciągnięcie kogokolwiek z nałogu to ciężka _Superwizjerze_ mówiono też o zanieczyszczonej marihuanie, o której również piszę w książce. Sprzedający śmierć na raty myślą tylko o zyskach, a nie o ludzkich tragediach. Od takich mieszanek, które serwują handlarze śmiercią, dzieciaki uzależniają się dużo szybciej. Myślą, że palą trawkę, a palą świństwo, które najpierw niszczy im mózg, a potem inne narządy. Pojęcie lekkich narkotyków już dawno nie istnieje. Z powodu tych mieszanek dzieci odczuwają lęki, mają halucynacje, łatwo wpadają w depresję, mają kłopoty z pamięcią, czasem nawet pojawia się schizofrenia. W momencie, w którym uda im się zerwać z nałogiem, cierpią na schorzenia somatyczne (np. problemy z sercem, wątrobą), mają tiki i szereg innych dolegliwości. Pojawiają się ograniczenia intelektualne. Taki niszczący wpływ, w szczególności na młody organizm, mają narkotyki, leki, dopalacze, alkohol, kleje i mnóstwo innych o podobnym działaniu. Hazard czy seksoholizm to generalnie uzależnienia psychiczne, ale te wymienione wcześniej niszczą człowieka po zdanie z wspomnianego programu:W CO TRZECIEJ RODZINIE ISTNIEJE PROBLEM NARKOTYKÓW!Spodziewalibyście się, że aż tak?

ja i moja pielegniarka